Strona:Cyd.djvu/012

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ELWIRA
Co prawda, nie mówiłam,

że serce twe się skłania
więcej ku Rodrygowi.
Rzecz całą przedstawiłam,
jako niepewną jeszcze:
Że obydwaj młodzieńce
równo godni kochania.
To ucieszyło hrabię
i sam w pospiesznej mowie
wychwalał ród Rodryga;
Diega liczne zasługi,
ich przodków szereg długi.
Mówił, że go zniewala:
ród, zasługi, przodkowie.
»W pierszym rzędzie ich kładę«,
rzekł, »Kraj przez nich się dźwiga.
Lecz spieszył się na Radę,
gdzie król i senat radzą,
komu na wychowanie
powierzą królewicza.
Don Gomez pewny prawie,
że jemu to oddadzą, —
spodziewa się zaszczytu, —
niespodziewa rywala.
Czyli się nie przelicza?
Król widząc go łaskawie
wśród rycerzy u szczytu
w wojewódzkiej opończy,
radby pewno, by gonił
za surm wojennych dźwiękiem.