Strona:Conan-Doyle - Przygody brygadjera Gerarda.pdf/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Uwagę moją skupiłem zwłaszcza na wyższym z nich, gdyż stał najbliżej mnie, a gdy tak na niego patrzyłem, zauważyłem, iż trząsł się prawie ze strachu. Dyszał lekko, jak po wysiłku. Nagle dał jeden z nich sygnał — krótki, syczący ton — olbrzym pochylił plecy i zgiął kolana, jak do skoku, ale uprzedziłem go: jednym susem stanąłem z pałaszem w ręku przed nim. W tej chwili mały przebiegł obok mnie i swą długą szpadę wpakował w pierś cesarza.
Boże, co za zgroza! Cud prawdziwy, iż nie padłem na ziemię.
Jak przez sen widziałem, iż szary płaszcz kręci się dokoła, i spostrzegłem trzy cale czerwonej stali, wysterczającej między ramionami.
Ranny — konając, padł na ziemię, a morderca, który nie wyciągnął broni z rany, wzniósł w górę oba ramiona i zawył prawie z radości. Ja zaś z taką wściekłością wpakowałem mój pałasz w serce jego wspólnika, że cofnął się o sześć kroków wtył, zanim padł i ja dymiący jeszcze pałasz mogłem wyciągnąć z jego rany.
Teraz zwróciłem się do jego towarzysza z takiem łaknieniem krwi, jakiego nigdy przedtem ani potem nie doznawałem.
Gdy rzuciłem się ku niemu, widziałem, jak przed memi oczyma błysnął sztylet, jak przecinał powietrze, a potem ramię zadało mi cios w łopatkę. Ścisnąłem silniej pałasz w ręku, a zbrodniarz tymczasem zaczął uciekać i pędził, jak ścigana zwierzyna w wielkich skokach przez polankę.
Nie, nie powinien był mi uciec! Wiedziałem przecież, iż mordercza stal łotra dokonała swego dzieła; mimo mej młodości wiedziałem doskonale, jak wygląda cios śmiertelny!
Tylko na chwilę pozwoliłem sobie, aby w głębokiej boleści uścisnąć rękę cesarza.