Przejdź do zawartości

Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bem niezwykłej piękności przyciąga wszystkie oczy, rozmową dziwnie wdzięcznie i mile z ust koralowych płynącą, rozwesela i ujmuje. Zebrane w kącie pokoju panienki otoczyła młodzież w półkole i, stojąc, bierze udział w jakiejś ciekawej rozprawie. Co chwila gwar głośniejszy się zrywa, albo śmiech ogólny wybucha, znać jednak, że brak tu dzisiaj szczerej i swobodnej wesołości, że coś serca zmroziło, więc do zabawy, do tańca nikt się nie zabiera. Najżywiej zajęci są skupieni we framudze okna czterej panowie; prowadzą oni przyciszoną, ważną widać rozmowę, omawiają wieść, którą im tylko co przyniósł jeden z nich, wysoki, po trzydziestce mający już mężczyzna, o szlachetnej postaci i jasnem, poczciwem spojrzeniu. Na niego w tej chwili zwrócona jest ogólna uwaga, kierują się wszystkie pytania, do niego biegną i od strony kanapy, gdzie najpoważniejsze panie zasiadły, strzały spojrzeń, wiele dające do myślenia. Nic dziwnego. Toć to młody wdowiec, właściciel wcale ładnego mająteczku, niedawno w tych stronach nabytego. Przeszłości jego nikt nie zna, nikt o nią nie pyta, bo pan Stefan Krasnodębski tak się dobrze przedstawia, że ogólną zyskał sympatję i każda mama najchętniej córkęby mu za żonę oddała, chociaż on matką staruszką i dwojgiem dzieci obarczony. Ale on nie zdradza chęci ożenienia, gospodaruje zawzięcie, trzyma się domu i tylko przy niezwykłych okolicznościach w towarzystwie z nim się spotkać można.
Dziś przybył tu później od innych, opowiada coś półgłosem, a chmura smutku i rozdrażnienia zasępia jego zwykle pogodne czoło. Dopiero gdy na wezwanie pani Bileckiej, a prośbę młodzieży, Krystyna usiadła do fortepianu i w pokoju rozległy się dźwięki tak do-