Przejdź do zawartości

Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wprost na nią po chodniku pędził koń rozhukany... Spojrzała i krzyknęła przelękniona. Obok stał chłopczyk lat około siedmiu mający, spokojny, nieświadomy niebezpieczeństwa. Jeden moment, a znajdzie się pod kopytami końskiemi... Chwyciła go za rękę, przyciągnęła do siebie i z nim razem, cofnąwszy się raptownie, upadła pod drzwi sklepowe. W tej chwili koń przeleciał, nie dotknąwszy dziecka, na jej piersiach leżącego. Chłopczyk był uratowany. Westchnienie ulgi wydobyło się z piersi patrzących na to zajście, które nastąpiło i minęło tak błyskawicznie, że dopiero je spostrzegła zajęta oglądaniem wystawy sklepowej bona, opiekująca się chłopczykiem. Wydawszy okrzyk trwogi, rzuciła się do dziecka, ale Krystyna, prawie nieprzytomna trzymała je tak silnie, jakby jej na niem wiele zależało. Tymczasem grono ciekawych otoczyło ich kołem. Pomagano im wstać, widzów przybywało z każdą chwilą. Wtem zabrzęczały ostrogi, silna ręka rozsunęła tłum zgromadzony.
— Co się tu stało? spytał po rusku jakiś poważny, siwiejący już generał.
W tej chwili spostrzegł chłopca z ziemi dźwigniętego i zbladł gwałtownie.
— Ty tutaj?... co to wszystko znaczy? zawołał, chwytając chłopca w swe objęcia. Był przerażony i zły, oczy krwią mu nabiegły. Powiódł wzrokiem dokoła, szukając tej, której opiekę nad dzieckiem powierzył.
— Tak to wy, panno Olgo, mojego dziecka pilnujecie? rzekł, mierząc bonę groźnem spojrzeniem.
Zalana łzami, zaczęła się tłumaczyć, ale nie szło jej to jakoś. Jeden z obecnych panów wyręczył ją w tem, opowiadając w kilku słowach o tem co zaszło.
— Gdyby nie przytomność umysłu i poświęcenie