Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzy nimi kilka osób skromnie bliżej proga się trzymających, które tu z wiosek pobliskich zostały zaproszone. To unici najbiedniejsi, najbardziej przez ciemiężycieli ograbieni, którym kawałka chleba brakło. Dla tych na ławie pod ścianą w powiązanych tłomoczkach zapomoga z powodu święta była przygotowana. Coraz taka zapomoga szła z tego dworu w różne strony, tem więcej w dzień święta dorocznego Krasnodębski czuł się do tego obowiązanym, by tym biedakom za wiarę męczonym udzielić pomocy, ulżyć w niedoli.
To też kiedy próg izby przekroczył i ze stosem opłatków na talerzu, stanął w pośrodku, radosny gwar go powitał, a gdy „Niech będzie pochwalony“ powiedział, wszyscy z czcią pochylili głowy, z żywem przejęciem odpowiadając: „na wieki wieków. Amen“. Była to dla nich chwila uroczysta, w której jak nigdy poza nią nie czuli się bliższymi dziedzica, czuli, że różnicę stanu zacierała jedność wiary, która wszystkich równa, jednoczy, wszystkim jednako Boga chwalić każe i jednakiej od Niego nagrody oczekiwać.
— No, moi drodzy, przemówił Krasnodębski, przychodzę z wami chleb bratniej zgody i miłości rozłamać. Przychodzę, by wam życzyć wszelkiego dobra tak doczesnego jak i wiecznego, według najmiłościwszych i najmędrszych zamiarów Bożych. Życzę, niech wam Bóg błogosławi w życiu i w pracy, udziela zdrowia, siły i umiłowania waszego skromnego stanu, bo ten tylko szczęśliwym czuć się może, kto na swój stan i trud swój nie narzeka, ale go z poddaniem woli Bożej przyjmuje.
— A wam, zwrócił się do przybyłych wieśniaków, życzę wytrwałości i męstwa w walce, którą obecnie prowadzicie. Święta to walka o skarb najdroższy na świecie, o wiarę ojców i dziadów waszych. Wróg się sroży,