Przejdź do zawartości

Strona:Ciernistym szlakiem.pdf/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podjechała do niego bliżej, jakby w obawie, żeby ich kto nie podsłuchał i dodała prosząco:
— Jeżeli zasługuję na zaufanie, niech mi pan raczy wskazać miejsce tej nocnej schadzki.
— Ufam pani bezgranicznie, proszę więc posłuchać. Dziś koło północy tędy brzegiem lasu przemknąć się trzeba niepostrzeżenie aż tam nad rzekę, do tego opuszczonego starego młyna, o którym w całej okolicy krąży gadka, że tam straszy, że duchy napastują, że słychać po nocach jęki i dziwne hałasy.
— Aha! rozumiem, zaśmiała się Krystyna.
— Tak, trzeba było coś zrobić, żeby sobie jakieś miejsce zabezpieczyć, rozpuścić gadkę, a potem ją w oczach włóczących się strażników usprawiedliwić. Nadspodziewanie się udało... i teraz w nocy nikt z niewtajemniczonych koło młyna przejść czy przejechać się nie odważy. Pod opieką „duchów“ mamy zatem spokojne schronienie, a w ostatecznym razie bliskość lasu i nadbrzeżne szuwary przed niepożądanemi gośćmi ukryć nas potrafią.
— Doskonale. Dziękuję panu. Będę napewno.
— A co na to stryjostwo powiedzą?
— Myślę, że lepiej ich nie wtajemniczać, aby nie wzniecać niepokoju. Wymknę się z domu, gdy wszyscy spać pójdą, a wrócę nim się obudzą. Przejdę przez ogród i nikt mię nie spotka.
— Nie, tak nie można. Na to się nie zgodzę, musi mieć pani jakąś opiekę w tej nocnej, bądź co bądź niebezpiecznej wędrówce. Czy nie zechce pani ze mną udać się na probostwo? Tam nad wszystkiem się naradzimy.
— Jak najchętniej. Mam jeszcze pozostawioną sobie wolną godzinę; nie mogę lepiej ją wykorzystać.