Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/558

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Doskonała myśl! — myślałam z radością. — Widzę, że przez pewien czas będę miała czem wypłaszać melancholję.
Nazajutrz rano bardzo wcześnie słyszałam, że już wstał, rusza się i chodzi po pokojach. Jak tylko Marja zeszła, usłyszałam szereg pytań: „Czy jest tutaj panna Eyre?“ a potem: „Który pokój jej daliście? Czy tylko suchy? Czy panna Eyre wstała? Idź i zapytaj, czy jej czego nie potrzeba i kiedy zajdzie nadół?“
Zeszłam, skoro tylko mogłam przypuszczać, że zanosi się na śniadanie. Wchodząc do pokoju cichutko, mogłam mu się przypatrzeć, zanim on spostrzegł moją obecność. Żałosny, doprawdy, był widok tego silnego ducha pod władzą cielesnego kalectwa. Siedział w fotelu — siedział cicho, ale nie spokojnie, oczekujący widocznie; wybitne rysy powlekał stały już teraz smutek. Twarz przypomniała mi lampę zgaszoną, czekającą, by ją ktoś znowu zapalił, ale niestety! on sam nie mógł już teraz zapalić światła ożywionego wyrazu: mógł to uczynić tylko ktoś drugi, od kogo zależał. Zamierzałam być wesołą i swobodną, lecz ta bezradność silnego mężczyzny wzruszyła mnie do głębi; mimo to zagadnęłam go, jak mogłam najżywiej:
— Jasny, słoneczny ranek mamy dzisiaj; deszcz ustał, wszystko tylko delikatnie lśni się jeszcze po nim: wkrótce zaprowadzę pana na przechadzkę.
Obudziłam światło: rozpromieniła mu się twarz.
— Ach, więc jesteś tutaj naprawdę, skowronku mój! Przyjdź do mnie. Nie uleciałaś — nie znikłaś? Godzinę temu słyszałem jednego z twoich krewniaczków — śpiewał wysoko nad lasem: ale w piosence jego nie było dla mnie muzyki, tak jak wschodzące słońce nie miało dla mnie promieni. Wszelka melodja świata, dla mnie, osiadła na języczku mojej Joanki (na szczęście nie jest on milczący z natury); promieniem słońca jest mi jej obecność.
Łzy poczułam w oczach, słysząc to przyznanie się do zależności. To tak, jakgdyby królewski orzeł, przy-