Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/549

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

piersiach); zdawało się, że chce dotykiem zbadać, co jest wkoło niego, wszędzie jednakże napotykał pustkę, gdyż drzewa odległe były o kilka łokci od niego. Zaprzestał daremnych prób, skrzyżował ręce na piersiach i stał spokojny i niemy na deszczu, który teraz obficie padał na odkrytą jego głowę. W tej chwili zjawił się skądciś Jan i zbliżył się do niego.
— Czy mogę panu podać ramię? — zapytał. — Pada duży deszcz, czy nie wróciłby pan lepiej do domu?
— Zostaw mnie w spokoju — usłyszał za całą odpowiedź.
Jan odszedł, nie zauważywszy mnie. Pan Rochester próbował teraz chodzić, daremnie — wszystko było tak niepewne. Z trudem odnalazł drogę do domu, wszedł i zamknął drzwi za sobą.
Teraz przysunęłam się i zapukałam; otworzyła mi żona Jana.
— Marjo — powiedziałam — czy to wy?
Drgnęła, jakgdyby ujrzała ducha. Uspokoiłam ją. Na jej pośpieszne zapytanie: „Czy to doprawdy pani o tak późnej godzinie na tem pustkowiu?“ ujęłam jej rękę, a potem poszłam za nią do kuchni, gdzie przy ogniu siedział Jan. Wytłumaczyłam im w kilku słowach, że słyszałam o wszystkiem, co się stało, odkąd opuściłam Thornfield, i że przybyłam odwiedzić pana Rochestera. Poprosiłam Jana, żeby poszedł na rogatkę, gdzie wysiadłam z dyliżansu, i żeby mi przyniósł pozostawiony tam kuferek, a potem, zdejmując kapelusz i szal, zapytałam Marję, czy mogłabym tu we dworze znaleźć nocleg. Odpowiedziała, że chociaż z trudem, ale można to będzie urządzić. Wtedy oświadczyłam jej, że pozostaję. Właśnie w tej chwili odezwał się dzwonek z pokoju.
— Skoro tam idziecie — rzekłam — powiedzcie waszemu panu, że pewna osoba pragnie się z nim widzieć, ale nie podawajcie mojego imienia.
— Wątpię, czy pan będzie chciał panią przyjąć — odpowiedziała — odmawia wszystkim.
Gdy powróciła, zapytałam, co powiedział.