Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wiłam sobie. — Zbudziłam się wprawdzie z najpiękniejszych snów i przekonałam się, że próżne są i puste i to jest okropne, ale potrafiłabym to znieść i opanować się; natomiast nieznośna jest myśl, że muszę go opuścić stanowczo, niezwłocznie, nieodwołalnie. Tego uczynić nie mogę.“
Ale wtedy głos w mojem wnętrzu powiedział mi, że mogę to uczynić, i przepowiedział, że to uczynię. Walczyłam z własnem postanowieniem: pragnęłam być słabą, by uniknąć nowych cierpień dotkliwych, które widziałam, że mnie czekają...
„A więc niech mnie ktoś stąd wyrwie! — wołałam w duszy, — Niechaj mi kto dopomoże!“
„Nie; sama się stąd oderwiesz, nikt ci nie dopomoże: sama wydrzesz sobie prawe oko, sama odetniesz sobie prawą rękę: serce twoje będzie ofiarą, a ty kapłanem, który ją przebije.“
Wstałam nagle, przerażona samotnością, którą ten srogi sędzia nawiedzał, milczeniem, w jakiem ten okropny głos rozbrzmiewał. Kręciło mi się w głowie, gdy powstałam. Jasne było, że osłabłam z podniecenia i czczości, nic bowiem dotąd w ustach nie miałam, nawet śniadania nie jadłam. I z dziwnie bolesnym skurczem serca pomyślałam teraz, że chociaż tak długo byłam tu zamknięta, nikt się nawet nie zapytał, jak się czuję, nikt mnie nie poprosił, żebym zeszła nadół; nawet mała Adelka nie zapukała do drzwi, nawet pani Fairfax mnie nie odwiedziła. „Przyjaciele zawsze zapominają o tych, których szczęście opuściło“ — szepnęłam, odsuwając rygiel i wychodząc. Potknęłam się o jakąś przeszkodę; w głowie miałam zawrót, wzrok mi się mącił, nogi się pode mną chwiały. Nieprędko mogłam przyjść do siebie. Upadlam — ale nie na podłogę: chwyciło mnie wyciągnięte ramię. Podniosłam oczy — to pan Rochester mnie podtrzymywał, siedząc na krześle pod progiem mojego pokoju.
— Wychodzisz nareszcie — powiedział. — Ja od tak dawna czekam tu na ciebie i słucham: ale żadnego poruszenia nie usłyszałem, ani łkania: jeszcze pięć minut