byciu pana Masona? Dlaczego samo imię tej uległej osobistości, którą jak dziecko samem słowem mógł prowadzić, raziło go kilka godzin temu, jak grom?
O! nie mogłam zapomnieć wyrazu jego i bladości, gdy szepnął: „Panno Joanko, dotknął mnie cios... cios mnie dotknął, panno Joanko!“ Nie mogłam zapomnieć, jak drżała ta ręka, którą oparł na mojem ramieniu; a nie mogła to być drobna sprawa, skoro mogła tak pognębić śmiałego ducha, tak wstrząsnąć potężną postacią Rochestera.
„Kiedyż on wróci? Kiedyż on wróci?“ — wołałam w głębi duszy, gdy noc tak się przeciągała, przeciągała, a mój krwawiący pacjent słabł, wzdychał i jęczał. A tu ani dzień nie nadchodził, ani pomoc nie przybywała. Już kilka razy przysuwałam szklankę z wodą do zbielałych warg Masona, raz po raz podawałam mu trzeźwiące sole. Wysiłki jednak moje wydawały się bezskuteczne; czy to cierpienie fizyczne czy moralne, czy też utrata krwi sprawiła, czy wszystko to razem, dosyć, że siły jego wyczerpywały się prędko. Jęczał i wyglądał taki słaby, błędny i bezwładny, że obawiałam się, iż umiera; a nawet mówić do niego nie było mi wolno.
Świeca, wypalona do końca, zgasła nareszcie; ujrzałam wtedy smugi szarego światła po brzegach story; świtało. Zaraz też usłyszałam szczekanie Pilota w odległej jego budzie na podwórzu; odżyła we mnie nadzieja. I niedaremna: w pięć minut, później zgrzyt klucza, lekkie skrzypnięcie drzwi zwiastowały mi kres mego czuwania. Nie mogło ono trwać więcej, niż dwie godziny, a jednak zdawało mi się, że okres kilku tygodni nie trwałby dłużej.
Pan Rochester wszedł do pokoju, a z nim chirurg, po którego pojechał.
— A teraz, Carter, śpiesz się — zwrócił się pan Rochester do chirurga. — Daję ci tylko pół godziny czasu na opatrzenie rany, założenie bandaży, sprowadzenie pacjenta nadół i wszystko.
— Czy jednak będzie go można ruszyć?
Strona:Charlotte Brontë - Dziwne losy Jane Eyre.pdf/267
Ta strona została przepisana.