Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/71

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ala tam ktoś dzwoni naprawdę!!

(PRZETAKOWA wychodzi, po chwili wraca z kartą wizytową).

PRZETAKOWA: Pan doktór Perlmutter!

GORDON: Cóż on, oszalał? każe się anonsować! Prosić!

(PRZETAKOWA otwiera drzwi. Staje w nich DOKTOR PERLMUTTER. Ubrany jak książę Walii — lakierki, nowy, na wyrost kupiony żakiet, kwiatek w butonierce, odprasowane spodnie, przedział na środku głowy).

GORDON (patrzy nań w osłupieniu): Perlmutter? Tyżeś to? Kto cię tak urządził? Skąd ty wracasz?

PERLMUTTER: Od... Nie jesteśmy sami... (Idzie ku przodowi sceny, potyka się, poprawia binokle, siada na pace).

GORDON: Kochana pani Przetakowa, zaniesie pani ten list do budy, wręczy go pani Podołkowi i zapowie, żeby natychmiast oddał, komu należy. (Ciszej). Tę kartę zaś niech przybije bezzwłocznie na czarnej tablicy w przedsionku. Rzecz jest bardzo pilna!

PRZETAKOWA: Lecę, panie doktorze. (Wychodzi).

GORDON (patrzy na Perlmuttera): No i co to wszystko znaczy? Co za ceremonie? Każesz się meldować?

PERLMUTTER: Wobec twego powodzenia u kobiet ostrożność nie zawadzi. Zresztą — doszedłem do wniosku, że formy towarzyskie nawet w świecie naukowym powinny obowiązywać.

GORDON: A lakierki i przedział też? Czym tyś się w ogóle namaścił? Roztaczasz woń (wciąga powietrze) kwitnących sadów? Co to jest?