Strona:Bruno Winawer - Roztwór Pytla.pdf/67

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

GORDON: Klnę się na wszystko, że to nie ja! Weźcie ją, ludzie!

WOJTASZEK: A to chryja (śpiewa, udając gramofon). You take me love you!...

(PYTEL z rurą szklaną w dłoniach).

PYTEL: Do pioruna! To już przekracza wszelkie granice! (Widzi Lolę w objęciach Gordona). Wszeteczna Terpsychora. Do stu fur beczek! Tu jest laboratorium! Laboratorium, nie harem! (Rura wypada mu z rąk z wielkim brzękiem) Sapristi! rurę stłukłem. Wszelka cierpliwość ma swój kres! (Biegnie w głąb — wielkim głosem). Podołek! Podołek!

(We drzwiach RADCA MĘNTLIK; kalosze trzyma w jednej ręce, szalik w drugiej).

(Za Męntlikiem, w korytarzu, ogromnie z sytuacji zadowoleni TRYLSKI, JACKOWSKI, PĘPKOWSKI).

PYTEL (wpada na Męntlika): Czego pan tu znów chce? Z jakiego pan jest kabaretu? Jakim prawem pan tu wchodzi?

MĘNTLIK: Przepraszam, mam interes osobisty...

PYTEL: Tu się nie załatwia interesów osobistych. Tu się pracuje naukowo! Nie widzi pan?

MĘNTLIK: Przepraszam, ja muszę pomówić z panem doktorem Gordonem.

PYTEL: Proszę wyjść! Natychmiast!

MĘNTLIK: Przepraszam, nie wyjdę. Rozebrałem się, choć jestem zaziębiony, — nie wyjdę! Asystent pański, doktór Gordon, wyzwał mnie dziś na pojedynek.

WOJTASZEK: Poznajesz, Gordon? To on!

MĘNTLIK: Przyszedłem oznajmić, że się nie pojedynkuję, bo mi lekarz wszelkich wzruszeń zabronił!