Strona:Bruno Jasieński - Palę Paryż.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Sekwany i, wyodrębniona przez samą naturę, zdaje się stanowić pewnego rodzaju samodzielną jednostkę terytorjalną.
Owego dnia zaroiła się ona od bezrobotnych granatowych człowieczków.
Pozostawiona samej sobie policja, znalazła się po raz pierwszy w położeniu kłopotliwem. Pozbawieni naraz busoli praworządności, nie mogąc zdecydować się, który z powstałych rządów uważać mają za praworządny, zdając sobie jednocześnie dobrze sprawę z fikcyjności jakiegokolwiek rządu poza pierścieniem kordonu, bezrobotni granatowi ludzie uświadomili sobie wkrótce, że zatracają z każdym dniem pozory istot realnych, stają się metafizyczną fikcją, czystym nonsensem, beztreściowym, jak samo pojęcie: „Policja dla policji“.
Na trzeci dzień wyspa Cité była świadkiem pierwszej w dziejach ludzkości demonstracji bezrobotnej policji.
Tłum bezrobotnych granatowych ludzi przeciągnął przez całą wysepkę, spływając na plac przed prefekturą. Na czele pochodu demonstranci nieśli transparenty z wypisanemi na nich hasłami: „Republika umarła — niech żyje republika!“ „Żądamy jakiegokolwiek rządu!“ „Policja bez rządu — to tramwaj bez elektrowni!“ i t. p.
Na placu przed prefekturą odbył się imponujący miting. Po długich debatach, w imię ratunku policji, jako takiej, postanowiono zwrócić się kolejno do poszczególnych rządów nowopowstałych państewek, proponując im swoje usługi.
— Nie chodzi tu o zabarwienie, czy nawet o narodową przynależność rządu — dowodził projektodawca. — Policja, aby odzyskać swą rację bytu, powrócić z krainy fikcji w szranki instytucyj realnych, musi jak najprędzej postarać się o jakikolwiek rząd, bodajby o ideę rządu. Bez pojęcia praworządności jesteśmy cieniami.
Projekt został przyjęty jednogłośnie i do wszystkich