Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A pan niech mi tylko pokaże, gdzie to będzie. Sam wszystko zobaczę i wymierzę.
— Ot tam, na dole. Trzeba tylko wyjąć w tem miejscu trzy metry skały, wtedy można stawiać. A ponieważ niema komu wyjmować, znaczy się i budowę dźwigu trzeba będzie odłożyć.
Klimentyj wyciągnął z kieszeni składaną miarkę i zaczął się spuszczać w kotlinę.
Po pewnym czasie Clarke wałęsając się po kawaljerze, rozeznał wdali szum motoru i dźwięku śpiewu chóralnego. Pieśń przypominała tę, którą w Moskwie śpiewał przechodzący ulicą oddział czerwonogwardzistów.
Kilka minut później, wdole, u nasypu zatrzymała się maszyna. Z samochodu wysypało się z dziesięciu chłopaków, malców prawie, i jedna dziewczyna, — Clarke poznał Połozową. Chłopcy ze śpiewem wdrapywali się na kawaljer, jakgdyby chcieli wziąć go szturmem. Clarkowi na chwilę się wydało, jakby był obecny na jakichś nocnych manewrach. Wdrapawszy się na górę, komsomolcy uszeregowali się po wojskowemu przed Synicynem.
— A gdzież to Nusreddinow?
— Idzie. Obegnaliśmy go w drodze.
Nusreddinow z komsomolcami podnosił się po drugiej stronie. Uszeregowali się parami. W poświacie kuli elektrycznej smagłe ich twarze wydały się posrebrzone. Zadzwoniła pieśń, i komsomolcy gęsiego poczęli biec po prawie prostopadłej ścieżce na dno kotliny.
— Nusreddinow!