Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

„Kocham pana...“
Zmarszczył się i powiedział spokojnie, patrząc na mnie swemi szaremi oczyma:
„Obraża panią, że nie zwracam na nią uwagi? Czy tak? Nie jestem ślepy, jest pani bardzo ładna. Mogę przespać się z panią. Sprawi mi to nawet, napewno, przyjemność. Zadowolona pani? Ale później wyprowadzę ją precz. Poco to pani? Nie mam potrzeby pani ubliżać. Najlepsze, co pani może zrobić, to zostawić mnie w spokoju“.
„Dlaczego pan przypuszcza, że nie będzie pan mógł mnie pokochać? Potrafię być zdumiewającą kochanką, taką, jakiej pan jeszcze nigdy nie miał.
„To bardzo proste, ale tego pani nie zrozumie, — powiedział, miękko odsuwając mą rękę. — Jest pani człowiekiem, obcym mi klasowo. Nie mamy żadnych punktów styczności“.
„To głupstwo, nie zna pan mnie wszak zupełnie“.
„Wiem, że jest pani żoną Niemirowskiego, żyje pani z nim dosyć długo, — to mi całkowicie wystarcza“.
Powiedziałam mu, że nie kocham więcej Niemirowskiego i więcej do niego nie wrócę. Opisałam mu scenę w gabinecie i pokazałam złamany palec.
Wysłuchał mnie bardzo uważnie:
„Widzi pani, wszystko, co pani mi mówi, jeszcze bardziej potwierdza, jaka dzieli nas przepaść. Kocha pani we mnie poprostu zwycięzcę, — tego, kto w danej chwili okazał się na wierzchu. Mówi w pani