Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— A ty znasz tego Morozowa? — zapytał, przeczytawszy do końca.
— Nie, Hafur, nie znam. Morozowych bardzo dużo, więcej, niż u was Chodżajewych. Ale z chwilą, gdy posyłają tutaj, znaczy — dzielny chłop. Rozumiesz? Jak u ciebie współzawodnictwa? Mocno?
— Owszem! Wczoraj na pierwszym odcinku norma wzrosła o piętnaście procent.
— Drobnostka! Czy starczy o piętnaście? O pięćdziesiąt!
— Przy robotach ziemnych ciężko idzie z prześcigami. Robotnicy niezadowoleni są z akordu, gadają, żeby przywrócić dniówki. Nie można się zorjentować, o co chodzi. Kułacka agitacja, czy co? Dziwne, że akurat najlepsi robotnicy są niezadowoleni.
— A ty porządnie uważaj. Napewniaka ktoś im głowy kręci.
— A ja już przepytywałem, tak i owak, — nic nie wychodzi.
— A jak z ekskawatorami? Przywieźli obydwa Bewsiriusy? Przystąpiono do montowania?
— Tak. Brygada Metiołkina wyzwała amerykanina do współzawodnictwa. Amerykanin postawił termin na zmontowanie piętnaście dni, a nasi podejmują się w pięć. Amerykanin obraził się i nie chce przyjąć wyzwania. Powiada: przyjechałem pracować, a nie na głowie chodzić.
— Nic nie szkodzi, weźmie się w ręce. Zawołaj mi tu Nesreddinowa. Przyjechali komsomolcy. Trzeba ich wziąć zaraz w obroty. Zorganizować kilka wzo-