Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Całkowicie pewien. Nazbyt długo patrzałem na to przez palce, dopóki inni nie zebrali i nie przedstawili mi materjału, demaskującego jego robotę.
— Inni — to kto? Sinicyn?
— To jest obojętne. Zebrane są wiadomości z jego poprzedniego miejsca pracy, gdzie tylko uprzedni wyjazd pozwolił mu uniknąć sądu.
— Ty nie wiesz, to było przed mową Stalina. Tam na niego szczuli jako na bezpartyjnego specjalistę.
— Tutaj na niego nie szczuto, — przeciwnie, dali mu szeroką swobodę działania, której on nie omieszkał odpowiednio wykorzystać.
— Zapewniam cię, mylisz się. Wiem nawet, kto nagadał, — Sinicyn. On nie cierpi Niemirowskiego.
— Nie gadaj głupstw.
— To ty mówisz głupstwa. Nie gniewaj się, ale śmiesznie mi jest słuchać. Wierz mi, ja, zdaje się, dostatecznie dobrze znam Niemirowskiego i w żaden sposób nie umiem go sobie wyobrazić w roli szkodnika politycznego, takiego romantycznego zbrodniarza. To jest wprost głupie. Niemirowski — to typowy spec, spec — średniak, bez szczególnego entuzjazmu do budowy socjalizmu, lecz zupełnie lojalny. Popierwsze, jest szalonym tchórzem, polityki boi się, jak ognia. Umarłby napewno ze strachu, wyobraziwszy sobie na chwilę bodaj siebie wmieszanego w spisek polityczny.
— To mnie mało interesuje. Czy działał w zmowie czy też z własnej inicjatywy, to stwierdzi śledztwo.