Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/076

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nictwo!... A z panem, towarzyszu Niemirowski, będę miał co do mechanizacji osobną rozmowę.
Jeremin uderzył dłonią w stół i przepłoszone komary zakręciły się nad lampą obłokiem drobnej dzwoniącej sadzy.
Przed krużgankiem biura budowy siedział stary tadżyk o błękitnych oczach i wolno pił herbatę. Odpiwszy kilka łyków, wyciągał filiżankę do czajnika i dolewał sobie nową porcję.
Ze zmroku wyszedł brodaty chłop w kapturze. Popatrzał na starca i na czajnik, wyciągnął pudełko z tytoniem i począł kręcić papierosa.
— Herbatą poczęstujesz?
Starzec podniósł się w milczeniu i wszedł do domu. Przyniósł stamtąd jeszcze jedną filiżankę, wypłukał ją i napełniwszy herbatą, podał brodaczowi.
Ten odłożył papierosa i usiadł na stopniu. Wyjął z kieszeni zawinięty w strzępek gazety kawałek cukru, rozgryzł go i połowę podał tadżykowi.
— Na, z cukrem smaczniej.
— Cukier ma jeden smak, herbata drugi, — powiedział tadżyk, zawijając cukier w chustkę. — Razem zmieszasz — niedobrze będzie, — herbata nie herbata, i cukier nie cukier.
— Widzisz go, — uśmiechnął się brodacz. — Każdy ma swe przyzwyczajenie. Ale ot, co do herbaty przyzwyczajenie u nas jednakie, u tadżyków i u ruskich: lubią popić.
Umilkł i nie doczekawszy się odpowiedzi, wyciągając próżną filiżaneczkę, dodał:
— Eh tam, herbatę waszą pić się nauczyłem,