Strona:Bruno Jasieński - Człowiek zmienia skórę.djvu/028

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Lotnik wciąż jeszcze się uśmiechał.
— Zdaje mi się, że w obecnej chwili, troszeczkę wyolbrzymiacie, — powiedział wreszcie. — Jesteśmy bardzo wdzięczni panu Hooverowi i obywatelom amerykańskim za pomoc, okazaną przez nich naszym głodnym, rozmiary jednak tej pomocy były całkiem nieznaczne i prawdopodobnie sami nie wierzycie poważnie, żeśmy zlikwidowali głód tylko dzięki Ameryce. Obywatele naszego kraju pomagali zkolei, jak panom wiadomo, głodującym górnikom Anglji podczas ich strajku. Bezwątpienia jeśli wasi robotnicy i farmerzy znajdą się w podobnej sytuacji, robotnicy naszego kraju okażą im wielką pomoc. Czyż bezrobocie w Ameryce nie powiększyłoby się, gdyby przemysł poszczególnych waszych stanów nie pracował, wyłącznie prawie dla wypełnienia naszych obstalunków? Jak pan widzi, państwo nasze — ten jedyny znaczny odbiorca waszego ciężkiego przemysłu, płacący złotem, — ratuje dziesiątki i setki tysięcy amerykańskich robotników od bezrobocia. Czyż nie tak?
Clarkowi wydało się, że lotnik chce dodać: „A bezrobotni inżynierzy, przyjeżdżający do nas pracować?...“ Ale ten nic więcej nie dodał.
— Przyjechałem tutaj pracować według mej specjalności, a nie dyskutować o polityce, to się mnie nie tyczy, — oświadczył z irytacją Barker. — Myślę, że trzeba pójść już spać. Dobranoc, panowie.
Murri, słuchający z zainteresowaniem opowiadania lotnika, odezwał się z przekonaniem:
— Partja wiele traci, trzymając pana przy tej