Przejdź do zawartości

Strona:Bracia Grimm - Baśnie (Niewiadomska).djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrwał się z więzienia; wszystko mu piękne, nowe, chciałby zabrać z sobą ziemi i nieba i wiatru obcego, bo wszystko inne, odmienne niż w domu.
Lecz dziw nad dziwy! po dość długiej drodze ujrzał przed sobą ogromny budynek i zaraz się domyślił, że to mieszkanie olbrzymów. Dom był z wielkich kamieni i całych drzew zbudowany, nie piękny ani zgrabny, lecz wielki jak góra, z ogromnymi drzwiami i oknami. Drzwi zamknięte były, więc królewicz Orlik zapukał śmiało, ale że nikt nie otworzył, usiadł sobie przed domem na ściętym pniu drzewa i ciekawie patrzał dokoła. Na podwórzu leżały porozrzucane kręgle wielkości człowieka i kule jak beczki małe.
Odpocząwszy chwilę królewicz poustawiał kręgle, uderzał w nie kulami, śmiał się przy tym głośno, co wszystko razem taki sprawiało hałas, że śpiący w domu olbrzym zbudził się nareszcie i wyjrzał oknem, aby się przekonać, kto mu zuchwale zakłóca spoczynek. Zobaczywszy człowieka, zdziwił się niezmiernie.