Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszyscy — a więc kobiety i mężczyźni, młodzi i starzy, literaci i nieliteraci, jednozgodnie utrzymują, że maskarady dzisiejsze są tylko cieniem dawnych. Niema w nich życia i dowcipu.
Ponieważ wszyscy tak mówią, fakt zatem nie ulega wątpliwości. Obecnie więc chodzi już tylko o wyjaśnienie: dlaczego maskarady upadły?... Że jednak wyjaśnienia tego nikt mi nie dał, poszukam go więc sam i w tym celu osobiście przypatrzę się zabawie.
Upadek, o którym mowa, uderza już na pierwszy rzut oka. Na salach redutowych nie spotykasz ani masek charakterystycznych, ani kostyumów bogatych, ani, z przeproszeniem, twarzy zdrowych i wesołych. Maski są jakieś pomiętoszone, kostyumy po większej części ciemne, twarze blade i zmęczone. Przypatrujesz się niejednej z nich ciekawie, a widząc zsiniałe usta, oczy przygasłe i zapadłe, wąsy i faworyty rzadkie, pytasz mimowoli: czy też to twarz prawdziwa, czy maska?
I skąd to pochodzi? Chyba stąd, że na dzisiejszych balach miejskich widujemy tylko mieszczuchów, takich w dodatku, którzy zbyt prędko żyją, aby mogli zdrowo wyglądać. Niegdyś w naszem mieście zbierały się tłumy wieśniaków na zimę; więc też i na salach redutowych widziałeś same prawie oblicza pyzate i sumiaste wąsy. Ciż sami panowie, z głowami, w których nic już nie zabierało miejsca figlom, umieli się nader charakterystycznie przebierać i tym sposobem nadawali weselszy i bardziej pstrokaty wygląd maskaradom, przypominającym dziś raczej pogrzeby niż bachanalie.