Przejdź do zawartości

Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przesiadać już do czysto lokalnego białowieskiego pociągu.
Wyglądał on mało zachęcająco.
— Gdzież my się tu pomieścimy? — dopytywał się zdumiony Józio, próżno upatrując osobnych wagonów w długim szeregu pustych platform i kilku towarówek, stojących przed dworcem.
— A no, pojedziemy na pustej platformie, będzie nam przewiewniej. Przecież innego pociągu niema.
Innego istotnie nie było, a na dworcu kręciła się spora gromadka podróżnych, prawie wyłącznie żydów i włościan. Ruszywszy za nimi, chłopcy przekonali się, że na końcu pociągu znajdowały się wagony osobowe: jeden drugiej i jeden trzeciej klasy.
— Arystokracya nie odwiedza, widocznie, puszczy, kiedy nie przygotowane dla niej pierwszej klasy, — rzekł Julek.
— Albo jeździ umyślnymi pociągami, — dodał Kazio.
— Co za szczęście, że my nie jesteśmy arystokracyą, bo byśmy musieli czekać na ten umyślny pociąg.
— Albo jechać na własnych nogach, per pedes apostolorum.