Przejdź do zawartości

Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dostęp do Nieznanowa okazał się istotnie bardzo trudnym i męczącym. Takich zwałów, tak spiętrzonych jeden na drugi pni, nie spotykano jeszcze dotychczas nigdzie. Co chwila ktoś się zapadał, grzązł, osypywał próchnem siebie i innych. Tu trzeba było przełazić, tam przeskakiwać lub przeciągać jeden drugiego.
Trud jednak opłacił się sowicie. Żaden inny kąt puszczy nie dałby chyba tak dobrego pojęcia o nieprzebytych dawnych matecznikach, jak to uroczysko.
Za to cisy, rosnące w Nieznanowie, dość nędznie reprezentowały swych przodków, tworzących ongi u nas piękne lasy. Tutejsze cisy nie były to wcale drzewa, ale marne, niziutkie krzaczki, zaledwie takie, jak jałowiec. I było ich tu przytem zaledwie parę.
Nie zaimponowały więc wcale chłopcom, ale zato znaleziono kilka ciekawych i ładnych storczyków.
Pobyt w puszczy miał się już ku końcowi, czas bowiem Janka, a także fundusze całej gromadki były ograniczone. Pojutrze miano już wyruszyć z powrotem. Pozostały więc dzień postanowiono zużyć na zwiedzenie jakiegoś zakątka, co najmniej tak dzikiego i ciekawego jak Nieznanowo.