Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/073

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się jeszcze więcej na dalekim Wschodzie, wśród ludów odmiennego języka i odmiennej twarzy, których zaiste nie godzi się nazwać barbarzyńskimi, choć obcy im jest przesłodki dźwięk helleńskiej mowy. Mędrcy ci nader różnie piszą o życiu, a nawet, aby prawdę powiedzieć, większa ich część zgoła w niem nic dobrego znaleść nie umie. Pocóż mi powtarzać słowa mędrców rozlicznych? — czyż nie jestem w Aleksandrji i czyż nie stoję pod portykiem Bibljoteki, gotowej każdej chwili przemówić do ciekawego dziesięcioma językami świata?
„Niech jednak milczą te głosy — martwe i przeważnie ponure. Gdyby się rozjęczały nad nami, (gdyż śmiać się bardzo rzadkie tylko wśród nich umieją), nie wiem doprawdy, czyby nam smakowała uczta wieczorna, — tyle bowiem jest w nich goryczy i skargi, utyskiwania i pogardy życia. A zwłaszcza w tych, któremi Azja przemawia...
„Nie warto ich budzić, — cokolwiekby nam bowiem powiedziały o marności życia, choćby to było nawet, jeśli możliwa, rozumne, sprzeciwiałoby się tej wielkiej i najlepszej prawdzie, którą z nas każdy w sercu swem nosi głęboko wyrytą: iż dobre jest życie! Cóż więc warte być mogą