Strona:Artykuł o Zofii Rogoszównie, Bluszcz (1924) R57 nr21-24.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kro mi, gdy biorę za uczucie to, jest zwykłą życzliwością ludzką“.
Przetrwała tak w bólu do wiosny 1911 r. W kwietniu powraca do Krakowa i zamieszkuje tam z Matką i ukochanym owdowiałym szwagrem. Dla nich chce żyć, ale sama jest tak rozbita, że ledwie się życie kołacze w umęczonej duszy. „Wszystko się porwało na liche, marne strzępy; ni utkać już z nich nic jasnego, świetlanego“ — pisze w maju. A we wrześniu: „staje na zupełnem rozdrożu; niema we mnie nic oprócz przeżywania życia z dnia na dzień, w jakimś odrętwieniu wszystkich władz myślowych i uczuciowych“. Imię Rogoszówny dzięki „Pisklętom”, które wstępnym bojem zdobyły uznanie krytyki i czytelników, imię to, stając się głośne, przestaje do niej należeć. I oto ona, która przed paru laty daremnie kołatała do redakcyj i firm wydawniczych, zostaje zarzucona zgłoszeniami o współpracownictwo i nowe prace. Nie może jednak jeszcze pisać własnych oryginalnych rzeczy.
Wysłana do Zakopanego w lutym 1912 r. przemaga się na tyle, że pisze według Thackeraya „Bajkę o pierścieniu i róży”. Ale pisanie idzie opornie. W maju wyjeżdża z Matką i szwagrem na wieś, do Jaszczurowa. Na usilne naleganie le-