Strona:Antychryst.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się smutkiem i słodyczą. Pocałował martwą, bladą, wychudłą rękę z cienkiemi palcami, z których spadały wielkie, ciężkie pierścienie carskie.
Carowa spuściła głowę, jak gdyby się zadumała, przebierając różaniec z wielkich korali. Od tych korali duch nieczysty ucieka, albowiem koral rośnie kształtem krzyża
— Wszystko się mąci, wszystko się mąci, bardzo się źle dzieje! — przemówiła znów, jakby w gorączce z wzrastającym niepokojem. — Czytałeś wnuczku w Piśmie świętem: »Dzieci! Oto ostatnia godzina. Czy słyszeliście, jako przyjść ma, a teraz już jest na świecie«. To o nim, o Synu Zatracenia. Już przyszedł on do wrót dworca. Wnet, wnet będzie. Nie wiem już, czy ujrzę druha mego serdecznego, słoneczko moje jasne, prawowiernego cara, Teodora Aleksiejewicza. Choćby jednem okiem nań wejrzeć, jak przyjdzie w mocy i sławie, bój stoczy z niewiernymi i zwycięży i siądzie na tronie chwały i pokłonią mu się i zawołają wszystkie narody: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie!
Oczy jej zabłysły, ale wnet, jak węgle pod popiołem zagasły pod mgłą mętną.
— Nie, nie! Nie doczekam, nie zobaczę! Rozgniewałam ja grzesznica Pana, czuje serce me niedolę. Smutno mi wnuczku, smutno mi bardzo.... i sny mi się wciąż śnią, takie złe a wieszcze.