Strona:Antoni Piotrowski - Józef Chełmoński. Wspomnienie.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pomału zaczynały się przyłączać do naszego grona bratnie dusze. Jedną z najbardziej bratnich była Helena Modrzejewska. Przychodziła oglądać arcydzieła Józefa, obrazy Witkiewicza, kapryśne a niezrównane harmonie prawie muzyczne Adama.
Na jej salonach, w których gromadziły się finanse i arystokracya, widywano brudnego Chełmońskiego i bluźniercę (bo chodził w płóciennej niebieskiej bluzie) Witkiewicza i Adama z drewnianą nogą, który mówił po francusku jak Flaubert.
Bankierowie patrzyli na tę trójcę i w duchu dziwili się, że jednak pani Helena ma dziwaczne gusty co do wyboru znajomości, a nie wiedzieli, że to była wybrana drużyna najlepszych i najtęższych umysłów w Polsce.
Pomału snoby ośmieliły się z temi genialnymi łagasami. Szambelan Lachnicki, elegancki do przesady, zawsze uperfumowany ekstraktem fiołków, gdy spotkał nas na ulicy, ostentacyjnie witał się z oberwańcami (a swymi byłymi uczniami). Śmiał się swym konwulsyjnym śmiechem, brał Józefa za szyję, idąc obok niego przez ulicę, co wywoływało niesłychane zdumienie gapiów i policyi, która szambelana doskonale znała. Warszawa nie była taka jak dziś. Było to miasto, które znało swoich ludzi.
Raz na wyścigach Józef ze Stachem Witkiewiczem chcieli się dostać do powozu pani Heleny, która dawała im znaki kolorową parasolką. Jakiś komisarz puścił ich na uprzywilejowane miejsce, mówiąc: »A pani Modrzejewska zaraz, że zwróciła uwagę.«
Jeden był brudny, w podartych okolicznościach, a drugi czysty, ale w połatanej bluzie płóciennej.


∗                                        ∗


Przyszła na mnie kolej wyjazdu do Monachium. Przez czas mego pobytu tam, zaszły zmiany w warszawskiej kolonii. Za namową Cypryana Godebskiego Józef wyjechał do Paryża, gdzie pozostał lat dziesiątek. Wspomnienia moje więc, co do niego są tylko w echach, które mnie dochodziły. Ale w r. 1879 pojechałem i ja do Paryża. Przed samym wyjazdem do Paryża dowiedziałem się, że Józef jest w Warszawie.
Na drugi dzień rano, przyjechałem z Krakowa do Warszawy i pojechałem prosto do »hotelu Europejskiego«. Zastałem Józefa w łóżku.
— Jamtuse, Jamtuse — wrzeszczał zrywając się z łóżka i wykonał »Danse intime« w jedwabnej koszuli koloru »fraises écrasées«[1] z wielkiemi falbanami u szyi i u rąk. Jakieś wspaniałe sznury wiązały ją pod szyją.
Był zupełnie taki sam, tylko koszula była z jakiegoś pierwszorzędnego magazynu paryskiego. Miał wtedy walizki z »Old England«, naładowane garderobą godną lorda i w kieszeni sto tysięcy franków.
Przyjechał się ożenić.

Ponieważ mój wyjazd do Paryża był oznaczony wkrótce, zabawiliśmy tylko parę dni w Warszawie. »Leżeliśmy« ze Stasiem ciągle po jakichś knajpach, które z kawiarnią »Pod dzwonicą« nie miały nic wspólnego. Józef dał mi klucz od swego mieszkania

  1. Przypis własny Wikiźródeł Fraises écrasées ― gniecione/kruszone truskawki.