Przejdź do zawartości

Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/316

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ślad w sercu i mózgu, żeby słowa modlitwy powtarzały za ustami każda myśl, każda kropla krwi, każde westchnienie. Tylko my umiemy się modlić naprawdę. Tylko my! Nauczę was — lecz trzymajcie to w tajemnicy!..
Umilkł i podszedł do mnie. Schyliwszy się nade mną, zaczął szeptać:
— Starosto! Pan rozumie mękę i tęsknotę żyjących tu ludzi... Wszystko, co może im dać człowiek na pociechę i radość, będzie dobrym, miłym Bogu uczynkiem. Więc nie dziwcie się, starosto, i nikomu nie mówcie o tem, co zobaczycie!
— Dobrze! — odparłem.
Nikołow tymczasem zdjął z piersi krzyż mosiężny, wiszący na sznurku, powiesił go na ścianie i, żegnając się raz po raz, padał na kolana, dotykał ziemi czołem, znowu wstawał, powtarzając to coraz szybciej. Usta jego szeptały tylko jedno zdanie:
— Chryste, zmiłuj się nad nami!
Jak dwa nieruchome cienie, stali więźniowie, wpatrzeni w modlącego się; usta ich bezdźwięcznie się poruszały. Twarz Nikołowowi zbladła, usta rozwarły się i oddychały z jakimś świstem, oczy stawały się coraz większe, coraz bardziej pałające. Wreszcie zerwał się i wybiegł na środek izby. Bezustanku powtarzając te same słowa, zaczął zataczać koła, coraz bardziej je zwężając, aż począł się obracać na miejscu coraz szybciej i bardziej porywczo; doszedł wkrótce do takiej szybkości, że widziałem dwie twarze i cztery miotające się w powietrzu ręce Nikołowa. A on coraz to zawrotniej krążył, aż zmienił się w jakiś nawpół przezroczysty cień, z przerażającą szybkością wirujący w półciemnej izbie. Wreszcie znikł bez śladu, gdyż od błyskawicznych ruchów włóczęgi zerwał