Przejdź do zawartości

Strona:Antoni Ferdynand Ossendowski - Od szczytu do otchłani.djvu/299

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kamiennych worków stanowi inteligencja i burżuazja, nie godząca się z teorjami komunizmu i z rządem sowietów. Ci już nie grają w karty, nie zabawiają się sportem w rodzaju „kozła“ lub „żguta“, gdyż wiedzą, że w lochach więzienia czeka na nich kat. Jeżeli władze teraźniejsze wypuszczą ich na wolność, to poto tylko, aby umarli śmiercią głodową, przeklinając dzień swego zjawienia się na świat na ziemi nieszczęśliwej Rosji, duszącej się w „kurzawie ludzkiej“, w oparach niewinnie przelanej krwi.


ROZDZIAŁ SZÓSTY.
STRASZNA NOC I PROMIENNY PORANEK.

Pewnego dnia dowiedzieliśmy się, że Szydłę, który zabił zdrajcę Tatara na podwórzu, odstawiono do sądu. Sprawa jego miała się dziś odbyć. Nikt z nas nie wątpił, że Szydło przywiezie z sądu wyrok śmierci.
Całe więzienie umilkło. Ludzie mówili głosami przyciszonemi, jakgdyby bojąc się spłoszyć coś, co zakradło się do więzienia i ogarnęło wszystkich swem ciężkiem, nieruchomem spojrzeniem. Był to śmiertelny lęk i tęsknota, zabijające duszę i serce.
Podczas przechadzki aresztanci usłyszeli turkot kół za bramą; po chwili otwarła się furtka i, nisko schylając się, z brzękiem kajdan wszedł Szydło. Za nim szli żołnierze z karabinami. Szydło zmęczonym, powolnym krokiem szedł przez podwórze do kancelarji. Gdy się zbliżył do zagrody aresztantów, przelotnie spojrzał na przywarte do krat twarze towarzyszy i, nie rzekłszy ani słowa, poszedł dalej.
Aresztanci zrozumieli jednak spojrzenie człowieka