Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/329

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Doszliśmy do wniosku, że nie możemy żadną miarą zostać dłużej w tem mieście i że skoro tylko zdobędę cokolwiek pieniędzy, przeniesiemy się gdzieindziej. W niektórych domach już spano, w innych grano w karty; nienawidziliśmy tych domów, baliśmy ich się i rozmawialiśmy o przesądach, o bezgranicznem grubiaństwie, o nędzy tych przezacnych rodzin, tych miłośników sztuki dramatycznej, których tak przestraszyliśmy. Zadawałem sobie pytanie, w czem ci głupi, okrutni, leniwi, nieuczciwi ludzie lepszymi są od pijanych i zabobonnych kuryłowskich chłopów, ale nawet od zwierząt, które też buntują się, jeżeli jakikolwiek wypadek naruszy jednostajność ich życia ograniczonego instynktami. Co by się teraz stało z siostrą, gdyby została w domu? Jakie moralne męczarnie przechodziłaby rozmawiając z ojcem, lub spotykając się ze znajomymi? Myślałem o tem wszystkiem i przypominałem sobie ludzi, moich znajomych, których powoli pozbywali się ich blizcy, lub krewni, przychodziły mi na myśl zamęczane psy, żywe wróble, oskubywane przez łobuzów i rzucane do wody, i długi, długi szereg powolnych cierpień, które dokoła siebie nieprzerwanie w mieście widziałem; i nie rozumiałem czem żyje sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców, poco oni czytają ewangelię, poco się modlą, poco czytają książki i dzienniki. Jaką korzyść przyniosło im to, co dotychczas pisano i mówiono, jeśli są ciągle pogrążeni w tej samej duchowej ciemnocie i mają tenże sam wstręt do swobody, co przed stu i przed trzystu laty? Czeladnik ciesielski buduje domy przez całe swoje życie, a jednak do śmierci mówi »galdarya« zamiast »galerya«, tak i te sześćdziesiąt tysięcy mieszkańców przez ciąg wielu pokoleń czyta i słyszy o prawdzie, o miłości i o wolności, a do śmierci kłamią od rana do wieczora, zamęczają jedni drugich, a wolności boją się i unikają jej jak wroga.