Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Upłynął jeden dzień. Nadszedł długi, jesienny wieczór. W chałupie nawijali jedwab na motowidła; nawijali wszyscy, oprócz Tekli, która poszła za rzekę. Jedwab brali z sąsiedniej fabryki i cała rodzina zarabiała na nim niewiele... dwadzieścia kopiejek na tydzień.
— U państwa lepiej było — mówił stary, nawijając jedwab. — Pracowałeś i jadłeś i spałeś, wszystko szło po kolei. Na obiad miałeś zupę i kaszę, na kolacyę również zupę i kaszę. Ogórków i kapusty miałeś do woli; jadłeś ile chciałeś. Ale surowiej było. Każdy z nas o tem pamięta.
Paliła się jedna tylko lampka, świeciła niejasno i kopciła. Jeśli zaś ktokolwiek zasłonił lampkę i wielki cień padał na okno, widać było światło księżyca. Stary Osip opowiadał wolno, nie spiesząc się, o tem, jak dawniej dobrze żyli, jak na tych samych miejscach, gdzie teraz tak biednie i nudno, polowali z ogarami, na rączych koniach, a podczas takich polowań chłopów poili wódką; jak do Moskwy chodziły całe transporty zabitego ptactwa dla młodych państwa, jak złych karali rózgami, lub wysyłali ich do Twiorskich dóbr, a dobrych wynagradzali. Babka też coś niecoś opowiadała. Pamiętała wszystko, wszystko bez wyjątku. Opowiadała o swojej pani, dobrej, bogobojnej kobiecie, której mąż był pijakiem i hulaką, a wszystkie jej córki powychodziły za mąż Bóg wie jak: jedna wyszła za pijaka, druga — za mieszczanina, trzecią — wywieźli w wielkiej tajemnicy (babka sama, która była wtedy młodą dziewczyną, pomagała w wywożeniu jej), i wszystkie one wkrótce umarły ze zmartwienia, tak jak i ich matka. Przypominając sobie to, rozpłakała się stara.
Nagle ktoś zastukał do drzwi i wszyscy drgnęli.
— Dziadzia Osip, przenocujcie mnie!
Wszedł maleńki, łysy staruszek, kucharz generała Żukowa, ten sam, któremu spaliła się czapka. Przysiadł