Strona:Antoni Czechow - Nowele.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czerwienił się i gorąco przekonywał, że niema podlejszej zbrodni, jak zabójstwo słabych i bezbronnych. Kłamstwo to wkrótce zmęczyło go i zastanowiwszy się trochę, doszedł do wniosku, że w jego położeniu najlepiej jest schować się u gospodyni w piwnicy. Przesiedział tu cały dzień, potem noc i dzień następny, a gdy zmrok zapadł, potajemnie, jak złodziej poszedł do swego pokoju. Do świtu pozostał na środku pokoju, nie ruszając się i przysłuchując. Rano przyszli do gospodyni zduny. Jan wiedział dobrze, że mają oni przerabiać piec w kuchni, ale strach podszepnął mu, że to przebrani policyanci. Pocichutku wyszedł z pokoju i zdjęty strachem, bez czapki i bez surduta, pobiegł na ulicę. Za nim ujadając puściły się psy, jakiś chłop nawoływał go, w uszach świstał wiatr i Janowi wydało się, że gwałt i przemoc całego świata zgromadziły się za jego plecami i gonią go.
Zatrzymali go, odprowadzili do domu i posłali gospodynię po lekarza. Doktor Andrzej, o którym niebawem mówić będziemy, przepisał zimne okłady na głowę i laurowe krople, smutnie pokiwał głową i odszedł, uprzedziwszy gospodynię, że więcej już nie wróci, gdyż nie trzeba ludziom przeszkadzać, gdy dostają pomięszania zmysłów. W domu nie było zaco żyć i leczyć się i wkótce odwieźli Jana do szpitala i położyli go na sali chorób wenerycznych. Nie sypiał po nocach, dziwaczył i niepokoił chorych, niezadługo też przenieśli go z rozkazu doktora Andrzeja do szóstego pawilonu.
W ciągu roku zapomniano zupełnie o Janie, a jego książki, zwalone przez gospodynię do sani, zostały rozkradzione przez łobuzów ulicznych.


IV.


Sąsiadem Jana z lewej strony jest, jak wyżej powiedziałem, żyd Mosiek, sąsiadem zaś z prawej — zalany