Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chyba żeby mu wpadło do głowy jakiegoś capa lub kozę żywcem chwycić.
— Bo to — prosem piéknie — dźwiérz jak młody to straśnie piékny; toz to ukwaliliśmy, cýby go jako zýwego nie hycić.
— Pastérzem — mówił — tobyk nie był za nic, bo to je zýcie wesołe — haj — ale biédne — haj.
— Ino zýntyce hlipaj, co brzuk zdoli, a ino wyńdzies ze sałasu, to znowa jédz i pij — haj. Bo ci zaroz cosi kajsi po brzuku jeździ.
Śp. ks. Stolarczyk, pierwszy proboszcz w Zakopanem, opowiadał, że gdy pierwszy raz zobaczył Sabałę, bardzo mu się spodobał. Mówił, że Sabała jest wielkiem dziełem Boga, ale szkoda, że nieskończonem.
Ciekawe też było ich powitanie. — Sabała widząc olbrzymiej postaci męża, ze zdziwieniem wykrzyknął:
— Ę — psia krew, jegomość! Wyros téz s wàs hłop. — Ej, ha! Je kaz tez ta teli wyros. No s wami to byk sie nie namyślàł, ale byk sie dziś we dwok do Luptowa ponios.
Polowacką zajmował się Krzeptowski, jak już wspomniałem, w bardzo wczesnej młodości. Czynił to jednak ukradkiem przed ojcem, który mu na to nie pozwalał »bo mu wej było zozrość, ze sàm był stary i juz ni móg«.