Przejdź do zawartości

Strona:Andrzej Stopka Nazimek - Sabała.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bezpieczeństwa i niewygód, a stosownie wybrane i zastosowane, nadawały otuchy i wytrwałości.
Kiedy się kto wsłuchał w te epizodyczne opowiadania, akcentowane umiejętnie miejscami, do których tło rysował rękami w powietrzu, głową i giestami, zapominał nieraz, że to Sabała opowiada.
Zdawało mu się, że mu ktoś czyta proste i naiwne opowiadania Odysseusza.
Inni goście zakopiàńscy znowu, widząc, że Sabałę szanują, cenią i goszczą: Chałubiński, artyści i literaci, zapraszali go również do siebie, i brali ze sobą na przewodnika.
Zaprosiny takie uskuteczniali zapomocą biletów wizytowych.
To też trudno się było nieraz wstrzymać od śmiechu, gdy Sabała nazbierał tych biletów kilka, a nieraz nawet kilkanaście, a powtykawszy je do okoła kapelusza poza kostki, szedł ku Kościelisku, śpiewając sobie i grając po drodze.
Każdy, kto go spotkał, kręcił nim, jak kołowrotem odczytując ową proskrypcyą ludzi, nawet niekiedy bardzo wybitne stanowisko zajmujących, którzy skazywali się dobrowolnie na przyjmowanie i goszczenie staruszka.
Pewnego razu wracał późnym wieczorem z wycieczki.
Wtem zabiegła mu drogę Warszawianka. Za-