Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/277

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! mój przyjacielu, tak szczerze, tak serdecznie, że ja sam szlochałem wobec niej, nie mając siły, żeby... — parsknął, bronił się od wzruszenia, potrząsając głową jak stara koza. — Ale cóż było robić? tyś nie winien temu... nie mogłeś tam siedzieć całe życie... Rzecz ta załatwiła się bardzo przyzwoicie .. Zostawiłeś jej pieniądze, meble... A teraz vogue les amours! Staraj się dobrze pokierować twem małżeństwem... Dla mnie to już za poważne sprawy... Konsul będzie się musiał w to wmieszać... Ja jestem tylko do obrachunków z lewej ręki...
Opanowany niespodzianie smutkiem, czoło oparł o szybę i przyglądając się niskiemu niebu z którego deszcz lał pomiędzy dachami, rzekł:
— Jednakże świat robi się smutnym... Za moich czasów weselej się rozstawano...
Gdy odjechał „Próżniak“ a za nim i maszyna do podnoszenia wody, Jan — pozbawiony tego usposobienia ruchliwego i gadatliwego, spędził tydzień bardzo długi pod wrażeniem pustki, samotności i posępnego wykolejenia, jakie wdowieństwo pociąga za sobą; w takim razie, nawet nie tęskniąc za namiętnością, szuka się dawne-