Strona:Alfons Daudet-Safo.djvu/253

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miedziane, które wisiało nad sofą, przyglądał się sobie, wykrzywiając się szkaradnie. „Jakiż ja brzydki... jaki zniszczony... muskoły nabrzękłe, podgarle zwieszone, jak u starej krowy!...“ Wziąwszy w garść szyję, rzekł komicznie żałosnym tonem, przewidującego „beau“ który siebie opłakuje: „I pomyśleć tylko, że na przyszły rok będę i tego żałował!...“
Stryjaszek stał pomieszany... Członek Akademii pokazuje sobie język i opowiada o swych niskich miłostkach. Są więc szalone głowy wszędzie, nawet w Instytucie... i uwielbienie dla wielkiego człowieka malało, w miarę wzrastającego współczucia dla jego słabostek.
— Jak się ma Fanny? Czyście zawsze w Chaville? — zapytał Caoudal, nagle uspokojony, siadając obok Gaussina, którego poufale klepał po ramieniu.
— Ach! biedna Fanny, niedługo już będziemy z sobą żyli...
— Wyjeżdżasz?
— Tak, wkrótce... a przedtem ożenię się... Muszę ją porzucić.
Rzeźbiarz roześmiał się z okrucieństwem.
— Brawo! rad jestem... Pomścij nas, mój mały, pomścij nas na tych bultajkach. Porzu-