Strona:Alessandro Manzoni - Narzeczeni 02.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

są-to mowy, traktaty o moralności, rozprawy o historyi, o starożytnościach kościelnych i świeckich, o piśmiennictwie, o sztukach pięknych i wielu jeszcze innych przedmiotach.
— Dlaczegóż więc, zapyta niezawodnie niejeden z tych czytelników — dlaczego wszystkie te dzieła są dziś zapomniane, albo przynajmniéj tak mało znane i czytane? Dlaczegóż człowiek ten, z tak niepospolitym umysłem, z taką nauką, z taką znajomością ludzi i rzeczy, z taką miłością prawdy i piękna, z tak wzniosłą duszą i z tyloma innemi przymiotami, składającemi się na wytworzenie znakomitych pisarzy, nie pozostawił w liczbie swych stu prac ani jednej, któraby zdołała pozyskać rozgłos, któréj zalety musieliby podziwiać ludzie, nawet odmiennych przekonań od tych, które ona wygłasza, któréj tytuł stałby się ogólnie znanym dla tych nawet, którzy jéj nie czytali? Dlaczego wreszcie wszystkie te prace, chociażby ze względu na ich liczbę tylko, nie zdołały zapewnić u potomnych imieniowi swego twórcy literackiéj sławy?
Bez wątpienia pytanie takie jest słuszne, a sprawa sama przez się niezmiernie ciekawa, gdyż dla jéj zbadania musielibyśmy zastanawiać się nad wielu ogólnemi kwestyami, których roztrząsanie przywiodłoby nas do wytłomaczenia wielu innych rzeczy, dziwnych na pozór i nie mniéj ciekawych. Ale ileż-to czasu trzeba byłoby na to poświęcić! A gdyby wam to nie przypadło do smaku, gdybyście się zżymać zaczęli? Wracajmy więc raczéj do przerwanéj opowieści i zamiast rozpisywać się dłużéj o tym człowieku, obrawszy sobie za przewodnika autora naszego rękopismu, chodźmy doń, aby go poznać, aby patrzéć na jego czyny.


ROZDZIAŁ XXIII.

Kardynał Fryderyk, oczekując na godzinę, w któréj miał udać się do kościoła dla odprawienia nabożeństwa, siedział nad jakąś księgą, bo miał we zwyczaju każdą wolną chwilkę obracać na umysłowe zajęcie, gdy wtém wszedł do pokoju kapelan z twarzą zmieszaną.
— Przychodzę oznajmić waszéj pasterskiéj mości dziwnego gościa, naprawdę dziwnego.
— Któż-to taki? — spytał kardynał.
— Ni mniéj, ni-więcéj tylko... — odrzekł kapelan, i powoli, kładąc nacisk na każdą sylabę wymówił to imię, którego my nie możemy powtórzyć naszym czytelnikom. Potem dodał: — stoi