Strona:Aleksander Dumas-Trzej muszkieterowie-tom 1.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więcej, niż kiedykolwiek.
— Niechże pan wejdzie na podwórze, potem na schody na prawo, drugie piętro, Nr. 5.
D‘Artagnan pobiegł co tchu we wskazanym kierunku.
Lecz nie tak łatwo było dostać się do przyszłego kapłana: podwoje Aramisa niemniej były strzeżone od ogrodów Armidy; Bazin stał w korytarzu na straży i zagrodził mu przejście z tem więcej nieustraszoną odwagą, iż po długoletnich próbach widział się nareszcie bliskim celów, do których dążył niezachwianie.
Marzeniem bowiem jego było służyć duchownemu i czekał z niecierpliwością chwili, uśmiechającej mu się w przyszłości, kiedy Aramis zrzuci mundur, a przywdzieje sutannę.
Ta obietnica, powtarzana codziennie, zatrzymała go jedynie w służbie u muszkietera, która, jak mówił, przyprawićby go mogła niechybnie o utratę zbawienia.
Bazin więc znajdował się u szczytu szczęścia. Tym razem już, według wszelkiego prawdopodobieństwa, pan jego nie cofnie się przed powołaniem.
Nagromadzone cierpienia moralne i fizyczne wywarły skutek, tak długo oczekiwany. Aramis, złamany dolegliwością ciała i ducha, szukał dla swej myśli ucieczki w religji, uważając za przestrogę niebios podwójny cios, jaki weń ugodził: zniknięcie kochanki i otrzymanie rany.
Łatwo pojąć, jak w takich warunkach nieprzyjemne być musiało dla Bazina zjawienie się d‘Artagnana, mogące znów rzucić Aramisa w wir rzeczy światowych, jakim się oddawał dotychczas.
Bazin postanowił więc mężnie bronić przystępu do swego pana, a że zdradzony przez właścicielkę oberży, nie mógł mówić o nieobecności Aramisa w domu, usiłował dowieść przybyłemu, że najwyższą niedyskrecją byłoby zamącać jego panu pobożne rozprawy, trwające od rana, a mogące się skończyć zaledwie wieczorem.
D‘Artagnan jednak mało sobie robił z wymowy imci pana Bazina, a nie chcąc się wdawać w sprzeczkę z pachołkiem swego kolegi, jedną ręką odsunął go na bok, a drugą nacisnął klamkę Nr. 5.
Drzwi ustąpiły i stanął w pokoju.
Aramis w czarnym surducie, z głową, przybraną w czapeczkę okrągłą i płaską, mocno przypominającą krymkę,