Przejdź do zawartości

Strona:Aleksander Błażejowski - Walizka P. Z.pdf/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Papiery wsunięto zpowrotem do kasy, wlutowano prowizorycznie kwadrat i opieczętowano pieczęciami urzędowemi. Teraz przywołano służącego.
— Johann, twój pan nie żyje, — powiedział Blindow nieco łagodniejszym tonem. — Trzeba ostrożnie przygotować panie na tragiczną wiadomość... Kasa jest opieczętowana, ale na żądanie pani baronowej każdej chwili możemy pieczęcie usunąć. A teraz idziemy. Dobranoc.
Johann nie odpowiedział. Stał ciągle w progu, jakby nie śmiał podejść bliżej. Oczy służącego z wyrazem przestrachu błądziły po gobelinie, pod którym rysowały się, jak olbrzymia bryła, zwłoki Geheimrata Teitelberga.
Gdy radca policji Blindow wyszedł na ulicę, szarzało. Deszcz ustał, mgła rozsnuwała się wolno, wróżąc pogodny dzień jesienny. Blindow polecił wsiąść agentom do automobilu, sam zamierzał iść pieszo do miasta. Zmęczone płuca starego detektywa chłonęły chciwie chłód rannego powietrza. Lekki wiatr chłodził rozpalone policzki i skronie. Wesoły świergot wróbli uspakajał obolałe nerwy.
Blindow szedł wolno, na skręcie ulicy odwrócił się, by raz jeszcze spojrzeć na biały, barokowy pałacyk, którego mury osłaniały tajemnicę zbrodni. Stał dobrą chwilę i patrzył. Nagle spostrzegł, że brama willi barona Teitel-