Strona:Aleksander Świętochowski - Historja chłopów polskich w zarysie II (1928).djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rażąc go ogniem rotowym, nie zważając na grad kul karabinowych, któremi Moskal obsypywał, czy uderzając w pełnym rozpędzie koni i łamiąc liczne wrogów szwadrony, czy też nakoniec stojąc w szumie i ryku pocisków działowych, o których nasz Adam mówi:

Najstraszniejszej nie widać, lecz poznać po dźwięku,
Po waleniu się trupów i ranionych jęku.

Byliście zawsze ci sami, staliście i dziś ochoczo i mężnie wśród kul zamieci, pod rdzennym strzałem przemożnej artylerji, której jedna nasza baterja przy waszem wytężeniu coraz raźniej odpowiadała. Sam tu żołnierz pracował, rosło w nim męstwo z natarczywszym ogniem, nie widziałem ani jednej twarzy zmienionej, jednej oznaki zwątpienia lub trwogi» I ci jednak byli wyjątkami, ale jakże usprawiedliwionemi w swojej nieliczności! Skoro ogół szlachty był przeciwnym lub obojętnym wyzwoleniu ludu, ogół ludu musiał być przeciwnym lub obojętnym wyzwoleniu szlachty przez wojnę, która wszystko jej a jemu nic nie obiecywała. Część rekrutów zgromadzonych w kościele sandomierskim — opowiada w swym Pamiętniku H. Bogdański[1] — odmówiła złożenia przysięgi. Gdy ich namawiano, jeden z chłopów zawołał: «A pańszczyzna?! To my pójdziemy, a nasze żony i dzieci będą zabijać na pańskiem? Ja tego dopuścić nie mogę, nie powiem imienia mojego i nie pójdę do pospolitego ruszenia». Zebrały się gromadki poza kościołem, w których zaczęto namawiać chłopów do

  1. Zbiór pamiętników, str. 138—139.