Strona:Adam Szymański - Stolarz Kowalski.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

niej chwili życie ciężkie, tuląc się doń miłośnie, ogrzewając zastygające ciało, zdawało się, uspokaja go i całuje promieniami złocistymi, jak matka całuje dziecię zasypiające i kapryśne i uspokaja je swem ciepłem, swą obecnością.
Konający żył jeszcze.
I gdym czytał dalej pełne siły, wiary i ufności głębokiej słowa Chrystusowe:
— »Jeśliż was świat nienawidzi, wiedzcież, iż mnie pierwej niż was znienawidził« — i natchnione słowa nauczyciela cierpiących, i pieszczota światła ożywczego ukoiły konającego; oczy jego otworzyły się, i z oczu tych wypłynęły dwie łzy wielkie, dwie łzy ostatnie, co się w tym człowieku ostały.
I słońce promieniami swymi dotknęło łez tych, na twarzy sczerniałej stojących, i oświecając je światłem niebieskiem, zda się, pokazywało Bogu owe ognie wewnętrzne, barwami czystemi iskrzące, a we łzach tych ostatnich skupione, ognie, co życie to spaliły...
A gdym przeczytał jeszcze:
— Zaprawdę, zaprawdę wam powiadam, iż wy będziecie płakać i narzekać, a świat się będzie weselił; a wy się smucić będziecie, ale smutek wasz w radość się obróci...
Konający spróbował podnieść ręce, ale gdy opadły one bezwładnie, cicho i wyraźnie wymówił:
— Przez mękę Twoją, daruj mi, Panie!
Czytać dalej nie mogłem.
Klęczeliśmy w milczeniu, a piesio zdziwiony