Strona:Adam Szymański - Dwie modlitwy.djvu/215

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żego Narodzenia, no to już się i rozsypie, alić kłopotów żadnych z tego, bo i trzechby zaraz karmić mogła. A chłopaki wszyćko byli, a we mnie kózny kubek w kubek jak ulany.
I żałość, którą posłyszeliśmy w głosie Macieja i przestanki, któremi sobie folgować zaczął, zwiastowały opowieści wesołej koniec blizki.
— A w domu czysto i rządnie i wedle jadła, i wedle przyodziewku, dopowiadał Maciej miarowo.
— A co po gospodarstwie, to i mówić nie trza.
— Wiodło mi się: ptasiego mleka brakło tylo...
Maciej zamilkł, a my poczuliśmy jakoś, że z ostatniem jego słowem pękła złota nić tego życia, które