Strona:Adam Mickiewicz Poezye (1822) tom drugi.djvu/064

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ratunek próżny, wkrótce umrzeć muszę,
Wieźcie do zamku, tam wyzionę duszę.

Rymwid szerokie oczy w nim utopił,
Ledwie śmié wierzyć, od zmysłów odchodzi,
Upuszcza rękę, którą łzami kropił,
Dreszcz kości wstrząsa, pot mu czoło chłodzi,
Teraz poznaje głos nieznany wczora,
Niestety nie był to głos Litawora!

Tymczasem rycérz upuszczone wodze
Starcowi wręczył, sam do pana skoczył,
Rumaki każe nawrócić ku drodze,
Chwiejącego się ramieniem otoczył,
Składa na piersiach, krew dłonią zaciska,
Dał znak, samotrzeć pędzą z bojowiska.

I zbliżają się pod okopy grodu,
Zaszli im drogę ciekawi mieszkańce;
Ci bodąc konie przez tłumy narodu,
W milczeniu spieszą na zamkowe szańce;
A skoro wpadli uchylono zwodu,