Strona:A. F. Ossendowski - Mali zwycięzcy.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

widział, że przy ich nogach wlokły się ciężkie kamienie, uwiązane do rzemieni, ściskających im pęciny.
Myśliwi ścigali swoje ofiary.
Długo, lecz coraz wolniej biegły konie, wkrótce zaczęły przystawać, drżące, zlane potem, okryte pianą. Po godzinie stanęły wszystkie; dwie kobyły położyły się nawet, lecz wnet zaczęły gryźć rzemienie.
Mongoł całym pędem dobiegł jednak na czas. Obejrzał się na chłopców i krzyknął:
— Podpędzajcie tamte, aby szły i nie mogły przegryźć rzemieni!
Zakręcił swój arkan nad głową. Kobyły wystraszone tym ruchem, natychmiast podniosły się. Było już jednak za późno.
Rzemienna pętla lassa spadła na szyję najbliższego dżegetaja, zacisnęła się, zdusiła. Koń szarpnął się, lecz natychmiast zachwiał się na nogach i runął na ziemię.
Błyskawicznemi ruchami Mongoł związał nogi leżącej zdobyczy, ujął drugą kobyłę i, skrępowawszy ją, pobiegł za ogierami, ściganemi przez chłopaków.
Wkrótce pięć spętanych koni leżało już na twardej ziemi. Miały skrępowane nogi, a Czultun, zręcznie uchylając się od chwytów kłami, zakładał