Strona:A. Conan Doyle-Pies Baskerville’ów.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

poszedł po zachodzie słońca, nawet za dobrą zapłatą. A ten nieznajomy, który się ukrywa, śledząc i wyczekując! Na co on czeka? Co to znaczy? Wszystko to nie wróży nic dobrego dla nikogo, co nosi nazwisko Baskerville. Kamień spadnie mi z serca w dniu, kiedy pozbędę się tego wszystkiego, a nowa służba sir Henryka obejmie zarząd w zamku.
Powróćmy do tego nieznajomego — rzekłem. — Czy możesz mi co o nim powiedzieć? Co mówił Selden? Czy wyśledził, gdzie się ukrywa, co robi?
— Widział go raz, czy dwa razy, ale to skryty filut i z niczem się nie zdradza. Selden myślał najpierw, że to policjant, ale wnet się przekonał, że on ma jakieś osobiste cele. O ile mój szwagier mógł dostrzec, ma powierzchowność dżentlmena, ale co robi, nie zdołał wykryć.
— A gdzie się ukrywa?
— Na stoku pagórku, śród starych siedzib... pan wie, między temi pieczarami, gdzie to dawniej ludzie żyli.
— A skąd bierze jedzenie?
— Selden wykrył, że ów jegomość ma wyrostka, który go obsługuje i przynosi mu wszystko. Zdaje mi się, że robi zakupy w Coombe Tracey.
— Dobrze, Barrymore. Pomówimy o tem jeszcze innym razem.
Gdy kamerdyner wyszedł, zbliżyłem się do okna i przez zroszone deszczem szyby patrzyłem na pędzące po niebie chmury, na słaniające się pod podmuchem wichru wierzchołki drzew. Ciężka to była noc dla człowieka w wygodnym,