Przejdź do zawartości

Strona:Żółty krzyż - T.I - Tajemnica Renu (Andrzej Strug).djvu/70

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nego, o pustej głowie i języku suchym jak wiór, wychylał właśnie swego szampana, zanurzywszy w nim bujne zapuszczone po gallijsku wąsy, potrząsnął tylko energicznie głową na znak oburzenia. Gdy dopił, przyjaciel już go opuścił. Rzucił go na pastwę tego okropnego salonu, gdzie roiło się od absurdów, nikczemności i dręczących zagadek. Daniel Miserez, który przed miesiącem poświęcił był margrabinie cały feljeton pełny łajdackich kalumnji, krążył po salonie od stolika do stolika rozpromieniony i był tu jak u siebie. A on, stary wierny przyjaciel tego domu, czemże tu był? Zdegradowanym, nędznym wyrzutkiem... Był tu osamotniony, nikt go nie zaczepił, nikt do niego nie zagadał... Zawstydził się własnej marności, jak ktoś znieważony publicznie, jak sromotnie obity. Zdawało mu się, że każdy czyta z jego twarzy całą jego nędzę i ten najtajemniejszy jego upadek, albowiem i on, on sam, niezłomny jak skała senator Guillet-Goudon w głębinach swej prawej duszy już odczuwał zwątpienie, już sam od siebie odchodził i zamiast nienawiści do tryumfującej brutalnej przemocy postrzegał w sobie jak gdyby bezsilne i haniebne, psie ukorzenie przed zagniewanym, wszechmocnym panem.

Eva Evard z niewzruszonym spokojem znosiła oblężenie hołdów, zachwytów i tych wiecznych spojrzeń męskich, uwielbiających, pożądliwych, zamaskowanych ogładą towarzyską lub obnażonych do