Przejdź do zawartości

Strona:Żółty krzyż - T.III - Ostatni film Evy Evard (Andrzej Strug).djvu/388

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmiawszy się, po minucie zerwał się i czemprędzej wracał na dawne miejsce, rzekomo z ciekawości, żeby popatrzeć zbliska jak się też rozegra osobliwa walka między czarnymi ludźmi a czołgiem — przecież po raz drugi w życiu nie nastręczy się podobne widowisko... Narazie niema nic lepszego do roboty, a bezczynne czekanie w jakiejś dziurze dziwnie nęka.
W narożniku, skąd odchodził wdół chodnik łącznikowy, przystanął i ostrożnie wychylił głowę — stamtąd mógł wypaść nań von Senden z nożem... Nie było go.
Skąd von Senden? Jaki von Senden? Przecie ten Niemiec jest jego fikcją, manją, przywidzeniem, które już nieraz w okresie ostatnich niedomagań nerwowych plątało mu się w myślach, wyłażąc od czasu do czasu z dziedziny snów.
Cudem ocalały, zwisający nad rowem krzak liljowych bladych dzwonków leśnych przypomniał mu dziwne imię — Rita... znowu zjawa ze snów... I jej ojciec, stary profesor Wager... Sto — kominów, dymiących dniem i nocą... Obce miasto po obu brzegach wielkiej rzeki... Środkiem nurtu płynie mała żółta paczuszka... Patrzy na nią z wyżyny... Rzeka Ren... Rzeka Ren... Usypiał.
Zaledwie się zapomniał, obudził go łoskot, nadlatujący z przerażającą szybkością — rósł, wzmagał się, ogłuszał, rozsadzał głowę... Otworzył oczy — pasiasty zielonkawo-szary czołg wychodził z gęstwiny zagajnika, ani śladu czarnych ludzi... Po ziemi przemknął ogromny cień płatowca...