Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodzinami... Chętnie pana wprowadzę do klubu jako mego gościa.
Malinowski zgodził się. Był pewien, że po dwóch, trzech miesiącach zdoła sobie o tyle zjednać najważniejszych członków klubu, by przy balotowaniu przejść.
Tymczasem zaczął bywać w klubie. Tu dość szybko zauważył, że Denhoff nie cieszy się zbytnią sympatią. Niektórzy wręcz unikali jego towarzystwa, większość tolerowała je bez zbytniego entuzjazmu. Zapewne dlatego i Malinowski nie czuł się w klubie zbyt dobrze.
Tymczasem wróciła Bogna. Jej ojciec wyzdrowiał po niebezpiecznym w jego wieku zapaleniu płuc. Toteż przyjechała, zmizerowana wprawdzie nieprzespanymi nocami, ale zadowolona, pogodna i szczęśliwa. Przez kilka pierwszych dni po jej przyjeździe Malinowski cały wolny czas spędzał w domu. Przyjemnie mu było, jakoś zaciszniej i cieplej. Opowiadać też miał co, a nie mniej interesował się tym, co ona powie o jego nowych sukcesach. Nie przeceniał jej zdania, jednakże czasami robiła pożyteczne uwagi. Z niemałym zdziwieniem usłyszał, że już wiedziała o zmianach w Funduszu i to z najdrobniejszymi szczegółami.
— Mam wielu życzliwych — usprawiedliwiała się — a ci chętniej i obszerniej pisują listy niż mój małżonek.
— Ludzie lubią plotki, a nie wszyscy mają na nie czas — zmarszczył brwi Malinowski.
Próbował wybadać Bognę, czy nie doniesiono jej o jego bywaniu u Loli, lub o codziennych wieczornych birbantkach, lecz widocznie nic o tym nie słyszała. To, że czasami przyłapywał na jej twarzy jakiś smutek, o niczym przecie nie świadczyło. Przeciwnie, zdawała się być dlań