Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

musi bardzo cierpieć, że to w jego rozumieniu poniża jego ambicję — nie zdobyłaby się na tyle wysiłku. Początkowo nie zdawała sobie z tego sprawy i była przerażona wrogimi błyskami w jego oczach. Zrozumiała jego stan psychiczny dopiero wówczas, gdy spostrzegła, że natychmiast przerywa lekcję, ilekroć Jędrusiowa wejdzie do pokoju. Nie chciał tego wyraźnie powiedzieć, lecz wstydził się tych lekcyj. Czyż można mu było brać za złe takie niesłuszne, może dziecinne, ale jednak ludzkie pojmowanie swojej godności?...
Zresztą z końcem lekcji zmieniał się natychmiast. Stawał się czuły, serdeczny, wesoły, jakby starając się wynagrodzić jej swoją opryskliwość i dać do zrozumienia, że czuje dla niej wdzięczność, chociaż o tym nie mówi.
Lekcje te sprawiły jeszcze jedno: jakoś mimo woli wytworzył się między nimi trochę dziwny, nieuchwytny i przez obie strony maskowany stosunek nauczycielki i ucznia. Coraz częściej Bogna oczywiście z najdalej posuniętą delikatnością zwracała mu uwagę na niewłaściwość używania bardziej rażących słów i zwrotów już i w języku polskim, na pewne chropowatości form jego sposobu bycia. Znając nadmierną drażliwość Ewarysta, posługiwała się przy tym wielce skomplikowaną i misterną aparaturą wybiegów od żartobliwej zgrozy, aż do przenośni i przykładów, od ostrożnych aluzyj aż do naiwnego zdziwienia.
Reagował na to w sposób czasem przykry, lecz nie miała mu tego za złe. Wiedziała w jakich warunkach wyrósł i wychował się, nie mogło ujść jej uwagi, że ciężył mu jego brak ogłady, lecz widziała również jak bardzo się stara zapamiętać wszystko i uzupełnić swoje braki. I ko-