Strona:Świat pani Malinowskiej (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dała na nich życzliwie. Chciała nawet coś powiedzieć, ale Ewaryst zaczął opowiadać o kamienicach Feliksa i o tym, jak mu zaimponował swoim tytułem dyrektorskim.
Bognę trochę bolało, że właściwie wszystko między nią i Ewarystem pozostało bez zmiany. Ani słowem nie wspomniał o ślubie i o tym, że są już małżeństwem.
Na dworze zaczął padać gęsty deszcz, od otwartych okien powiało chłodem i wilgocią. Na zagłębieniach asfaltu grube krople pluskały monotonnie w małych kałużach, najeżonych piramidkami wody, zapowiadającymi długotrwałą słotę. Światło latarni wpadało obco i jaskrawo do pokoju. Z jadalni brzęczały nakrycia, chowane do kredensu.
Bognie zrobiło się smutno. Nie chciała tego, ale wciąż powracało na myśl zdziwione słowo: dlaczego?... Dlaczego nie jest inaczej?... Zaszła zmiana tak ważna, nastąpił tak zdecydowany zakręt w jej życiu, uzyskała to, czego tak bardzo pragnęła... Oto tam na fotelu siedzi kochający ją i kochany przez nią jej chłopiec, jej własny chłopiec śliczny, giętki i smukły, o wspaniałych płonących oczach i rzęsach, rzucających długie cienie na policzki. Spod wysowo podciągniętych spodni klasycznymi liniami rysowała się wąska kostka i prawdziwie piękna stopa w czarnym lakierku.
Uśmiechał się, nalewając sobie kawę i mówił:
— Ten czarny nektar byłby moją namiętnością, ale źle po nim sypiam, bo kawa zawiera kofeinę, a kofeina pobudza pracę serca.
Odpowiedziała coś nie ruszając się od okna i wróciła do upartej myśli: dlaczego?... Dlaczego jest szaro i monotonnie, dlaczego nie może odczuć tego, co rozumie, bo